Przylecieliśmy w sobotę. Zatrzymaliśmy się w hotelu w dzielnicy raczej biznesowej niż mieszkalnej. Na ulicach czysto, “poukładanie” i pusto.
To wszystko spowodowało, że pierwsze dwa dni nie opuszczało mnie wrażenie, że chodzę po jakimś z lekka wymarłym mieście, takiej makiecie, gdzie wszystko z góry zaplanowano i “chodzi” tak jak zaprogramowano. Nie ma zbędnych obiektów (miejsce jest na wagę złota, o tak!), piesi przechodzą TYLKO w wyznaczonych miejscach i TYLKO przy zielonym świetle, pasażerowie pociągu/kolejki/metra (autobusem jeszcze nie jechaliśmy) przed ich przybyciem ustawiają się karnie w wyznaczonych miejscach oznaczających punkt gdzie zatrzyma się wagonik i otworzą się jego drzwi. A w wagoniku czysto i bez zbędnych hałasów. Rozmowy telefoniczne nie są mile widziane a tabliczki w pociągu przypominają o wyciszeniu telefonu.
Życie wróciło w poniedziałek. Mimo to, tam gdzie chodziliśmy nie zobaczyliśmy korków na ulicach. Jeśli miałabym przypuszczać dlaczego, podałabym dwa powody: świetna komunikacja miejska i bardzo ograniczone miejsca parkingowe.
To co zadziwia – myślę, że nie tylko z perspektywy Polski – to ilość płyt chodnikowych, naprowadzających i ostrzegawczych, dla osób niewidomych i słabo widzących. Na wielu głównych ulicach i miejscach publicznych, takich jak stacja kolejki/metra czy poczta, są to całe szlaki. Imponujące.
I na koniec jeszcze subiektywne spostrzeżenie – ilość kobiet z wadami nóg zatrważająca. Szpotawości kolan podkreślone spódniczką przed kolano i często za dużymi oraz za ciężkimi na porę roku butami. Ale za to godne podziwu, z mojego punktu widzenia, samozaparcie do chodzenia w koturnach i butach na wysokim obcasie :-)
I.
A inne już w galerii :-)