Jesienią…
I.
Wnosząc po szczebiotaniu ptaków, które do mnie w tej chwili dobiega – za oknem wiosna. Wczoraj była ‘głęboka’ jesień a w głowie mam jeszcze lato.
Plaża w Rio de Janeiro, Hen Party (BTW – co za nazwa!) na londyńskich ulicach, relaks na trawce – obrazek z Central Parku. Tak jakby… bo tak naprawdę to wspomnienie lata w Warszawie.
Światowo nam się robi w stolicy :-)
I.
Przypomniało mi się o pewnym zdjęciu. To budynek kotłowni dawnego SKR. A na nim Ursus jak żywy, jak ten który widziałam w lesie podczas ostatniej niedzielnej przejażdżki.
„SKR Mechanizacja rolnictwa podstawą nowoczesnych metod produkcji rolnej i osiągania wysokich plonów.” – faaajne!
Niestety, przyszło nowe i malunek został przykryty… warstwą styroduru i cienkowarstwowego tynku mineralnego ;-)
I.
Krótka wycieczka wokół komina w niedzielne leniwe popołudnie.
Już nie chyba, ale na pewno lubię niedoskonałe zdjęcia – nietypowe kadry… nieostre… nieoczywiste. Eksperymentuję. Szukam.
…a za oknem właśnie leje. Trochę żal mijającego lata.
I.
Ps I wyłoniłam ‘winnera’ w poprzednim wpisie ;-)
Koniec lipca, LHR terminal 3. Szłam korytarzem do swojego gate’u i moją uwagę zwrócił taki widoczek.
Nic ciekawego? A jednak – miejsce kontaktowe numer 318 …dało mi do myślenia dobrą chwilę :-)
Tamtego dnia, a nawet i dziś, patrzyłam, patrzyłam i kokpitu się nie doszukałam. Byłam przekonana, że to jakiś “Art” do szkoleń ;-) że samolot kończy się w połowie kadłuba i jest przytwierdzony do budynku. “Dziwne… a jednak”, pomyślałam.
Dopiero dzisiaj “pokazano” mi, że kokpit jest, że to po prostu złudzenie.
“Śmieszne”, słyszę w głowie L. ;-)
W dalszej części korytarza oko zawieszało mi się już tylko na “wspomnieniach”.
I.
Miłe popołudnie na kajakach w okolicy. Czasami daleko jechać nie trzeba, żeby znaleźć się na jednym z końców świata.
I.
Warszawa, 23 czerwca, wczesne popołudnie. 20 minut deszczu.
Dlaczego dopiero dziś? Pewnie dlatego, że po kilku dniach trzydziestostopniowych upałów zatęskniłam za deszczem.
Zdjęcia telefonem – jakaś zwykła Nokia. …”zwykła Nokia” nie smartfon – to niemal daje oldskulem ;-) Świat przyśpiesza. Nieustannie. Jak dziś szybko coś staje się oldskulowe…
I.
Dziś na spacerze weszliśmy do The Cystal. Z aparatami oczywiście. Po drodze.
Nie jest to wcale “London’s most exciting new visitor attraction” – widzę, tak napisane jest na stronie. Albo nie znają Londynu, albo mają zgoła inne od mojego poczucie humoru. Jednak zawsze można coś ciekawego w aparacie i/lub głowie “wynieść”.
I.